Zazwyczaj o tej porze roku, spędzam tydzień na rowerze we Włoszech, a dokładnie w Ligurii. Jako, że w tym roku z wiadomych powodów taki wyjazd nie wchodzi w grę, to chociaż podzielę się wspomnieniem z poprzedniego wyjazdu. Oczywiście winnym.
Po całym dniu na rowerze chodziliśmy jeść do małej nadmorskiej knajpeczki, która o prócz świetnych owoców morza, miała w ofercie bogatą kartę lokalnych win. Czyli to co tygryski lubią najbardziej. O niektórych z nich pisałem w ubiegłym roku.
Pod koniec wyjazdu właściciel knajpki odmawia już podawania nam „vini locali” i mówi, że ma coś ciekawego, z Piemontu 😉
I to był strzał w dziesiątki, jedno z najlepszych białych wina jakie piłem.

Kolor: lekki bursztyn, wpadający zdecydowanie w żółć
Nos: trochę benzyny, trochę kiszonki
Złożoność: Bardzo masywne ciało, pełne okrągłe
Tekstura: gładkie
Grape: 100% Chardoanny
Generalnie wino kojarzyło mi się z dobrymi Savagninami z Jury. I myśle, że na prawdę było mu blisko do wina żółtego. Tyle wspomnień dziś na szybko 😉