No ładnie 😉 Żeby nie trzymać za długo w napięciu od razu się przyznam, że w życiu bym nie powiedział, że posmakuje mi Amarone. Do tej pory może trafiła mi się jedna butelka, która mnie nie odrzuciła toną alkoholu, słodkości oraz zabijającym wszystko inne owocem … no i ta cena 😦 No nie byliśmy z Babi w stanie zrozumieć co ludzie widzą w tym winie. Woleliśmy kupić w tej samej cenie przepyszne Porto lub Madere.
Oczywiście każdemu smakuje to, co mu smakuje, dzięki temu świat jest znacznie ciekawszy i bardziej kolorowy. Strach pomyśleć, co by było jakby wszystkim smakowało to samo wino, ale byłaby nuda 😉
No, ale jak to mawiają człowiek uczy się całe życie. Dałem się namówić na Amarone niejako przypadkiem, siedząc ze znajomymi w Kieliszkach. Wieczór upływał leniwie na rozmowach o wyzwaniach dnia codziennego. Znając moją awersje do Amarone, sommelier wyczuł chyba chwile słabości i podstępnie zaatakował 😉 Zdaje się, że już przynajmniej dwa razy proponował mi Amarone w czasie poprzednich wizyt, ale twardo oponowałem.
Pierwszy kontakt z winem jest bardzo zachęcający. Piękny nos, troszkę dużo alkoholu (w końcu to Amarone), po chwili pojawia się czekolada. Wino urzeka barwą, pięknych czerwonych czereśni. Wpada w lekki brąz tam gdzie powinno.
Śliwka plus porzeczka. Bardzo ładna struktura, dobrze zrównoważone. Dokładnie ta równowaga czyni to Amarone tak wyjątkowym. Żaden element nie ma tutaj przewagi. Taniny, kwasowość, alkohol, charakterystyczny dla Amarone owoc. Wszystko współgra idealnie. Moment, o rany, to Amarone jest świetnie i … mi smakuje, bardzo. Jak na tak fajne winko może troszkę czegoś brakuje na finiszu.
Wino jest dla mnie objawieniem, w końcu obietnica jaka ukryta jest tym kupażu trzech szczepów i arcyciekawego procesu powstawania, uchyliła mi rąbka tajemnicy. Zdecydowanie też zachęciła do wejścia na szlak eksperymentów z Amarone 😉
A to jest „podstawowe” Amarone w Kieliszkach 😉