Jak wiecie z poprzedniego wpisu, w tych dniach w Leogangu marzyłem o napiciu się dobrego wina i SERZE 🙂
Po dobrym dniu jazdy nie chce się nam wieczorem chodzić nigdzie dalej, więc odwiedzamy knajpkę, polecaną przez naszych przemiłych gospodarzy.
Na wejściu już bije lokalny klimacik. Kto był w tej części Austrii, wie o co chodzi.
Dostajemy karty, napisane chyba po austryjacku – Google translator w każdym razie sobie z tym nie radzi :p Podchodzi kelnerka, która teoretycznie mówi do na po niemiecku, ale ni w ząb nie rozumiemy czego od nas chce. Widząc nasze miny idzie po pomoc.
I rzeczywiście po chwili pojawia się starszy pan, jak się później okazuje właściciel i dobrą angielszczyzną zachwala swoją ofertę. Co więcej, zna również pare słów po polsku. Zamawiamy.
Na koniec, proszę o kartę win. Pan patrzy na mnie z lekko urażoną miną i mówi “to ja jestem kartą win” i oddala się. I o to chodzi!!!!
Piękny kolor, czarne plus brąz na krawędziach. Piękna przejrzała jeżyna w nosie. Zapowiada się klasyk.
Piękne, okrągłe dojrzałe. Na finiszu karmelizowana pomarańcza. Super! Aż trudno uwierzyć, że do Zweigelt który nie pochodzi z ciepłego regionu swiata.
Producent mi znany jednak nigdy nie piłem tego rocznika ichniego wina.
To jest magia 😉 Po dniu dobrej jazdy na rowerze, w doborowym towarzystwie przyjaciół to jest ten czas to wino 😉 pomimo ze znane mi tutaj smakuje nadzwyczajnie. I tyle siedzimy jeszcze długo i snujemy plany na następny dzień …
Dzięki, dzięki. Fajny tekst, przeczytałam całość do końca.