Ci którzy nas znają wiedzą, że przywiązujemy się do miejsc gdzie dobrze karmią i bardzo jest nam trudno zawitać do nowego miejsca :p
Do Kieliszków na Próżnej wybieraliśmy się bardzo długo. Ale w końcu się udało.
Wrażenie jest piorunujące. Klimat, obsługa, jedzenie, no i te wina 😉
Sommelier nie daje nam odetchnąć. Każde wina można spróbować na kieliszki.
Po pierwszej lampce Gravnera, którego pijemy przy każdej możliwej okazji zdajemy się na sommeliera. Jak się okazuje bardziej niż słusznie. Oprawa jaką nam serwuje oraz atencja którą nas obdarza uczyniła z tego wieczornego wyjścia jeden z naszych najlepszych wypadów ever! A to jest coś 😉
No to do wina: przepiękny kolor, głęboki bursztyn.
Mega bukiet, orzech, palone siano. Bardzo zaskakujące. Masło klarowane to jest ten opis do bukietu którego mi brakowało. Świetna rzecz, mam też szczęście, bo udaje nam się spróbować dwóch roczników 2012 i 2011. Różnice widać gołym okiem 🙂
Coś nam się wydaje, że będziemy tu gościć bardzo często. Z pewnym wahaniem decydujemy się na naszą “próbę ognia”, która w naszych oczach ostatecznie rozstrzygnie, czy będziemy tu wracać i która oddziela grubą linie restauracyjki od Restauracji.
Kieliszki nie zawodzą. Ze stoickim spokojem reagują na prośbę o autorskie danie wegańskie, pytają się o preferencje i ma być niespodzianka. W wyniku na stole lądują plastry pieczonego selera z truflą. Choć połączenie jest dość popularne, to wykonanie po prostu mistrz!
Coraz bardziej nam to miejsce się podoba.
Wracając do winka. Kolejne pomarańczowe. VRH – 2007.
Niesamowity kupaż jak na chardonnay i Sauvignon Blanc. Ciekawy efekt. Typowa dla win pomarańczowych lekka ostra nuta alkoholu w ogóle nie występuje wyraźnie zmiękczona Sauvignon. Od tego momentu to mój numer jeden jeśli chodzi o wina pomarańczowe.
W ciągu wieczora próbujemy jeszcze kilku win pomarańczowych. Ale te powyższe najbardziej zapadły nam w pamięci.
Wpisujemy numer telefonu Kieliszków do książki adresowej, będzie wygodniej dzwonić z rezerwowaniem miejsca. Bo wracać tu będziemy często.