Wczoraj naszła nas ochota na sushi. W domu ani jednej butelki białego wina (sic!). Co tu robić? Dobra krótka chwila namysłu i okazało się, że zaprzyjażniony pan dowoziciel od sushi może nam zajechać do sklepu po drodze. Wybornie!
Niestety po dojechaniu na miejsce okazuje się, że naszego ulubionego brakło ;( Niezawodny Pan Kamil poleca za to gorąco wino z Meksyku. Hmm, chwila wachania, ale jeszcze nigdy nam źle nie doradził. No to bum i wczoraj wieczorem wylądowało u nas winko z winnicy L.A. Cetto.
No podrapaliśmy się po głowie i zabraliśmy za próbowanie.
Kolor na początek nas odstraszył, jakaś taka stara słoma. Nos okazał się już bardziej ciekawy, bo spodziewaliśmy się raczej jakiegoś owocu, a tu nasza ulubiona “benzyna”, chociaż złamany mango.
Pierwszy łyk, o nie … sprzedał nam słodkie wino … Ale nie moemencik, wcale nie. Rany co tam jest w środku. Dobra, poddaje się, czas na wujka Google’a.
Winnica ma całkiem długą tradycje siegającą początków ubiegłego wieku. Położona u wybrzeży Kaliforni! Oferuję szeroką gamę win. Często pochodzących z nietuzinkowych szczepów.
I takim właśnie jest nasze winko. 100 procentowy Chenin Blanc. Swoją drogą, skąd szczep z doliny Loary w Meksyku?
Wracając do winka. Ostatecznie nie przypadło mi do gustu. Ciekawe, ale nie byłem w stanie uchwycić charakteru, ani to deserowe, ani beczkowane. Takie coś pomiędzy. Ale nie żałuje. Winko w detalu kosztuje poniżej 50 PLN, a było ciekawym doświadczeniem. Od teraz zacznę się rozglądać za winami z Meksyky, a w szczególności z regionu Baja California.